Dziwny ten czas

Kolejny dzień w dziwnym świecie.
Każdy z nas znów musi zmierzyć się z wirusem, swoim strachem, brakiem sił, zwątpieniem, izolacją i stawić czoła wyzwaniom jakie rzuca nam – dziś.

Codziennie uczymy się radzić sobie z tym wszystkim. Znajdujemy kolejne inspiracje. Odkrywamy rzeczy, które nas relaksują, zauważamy małe szczegóły, które wcześniej całkiem nie miały dla nas znaczenia, a teraz przynoszą radość.

Zaczęłam na codzień używać moich ulubionych perfum, które wcześniej trzymałam na specjalną okazję. Cieszę się ich zapachem, kiedy odkurzam, gotuję, bawię się z dziećmi, czy witam męża. 😉
Bo to przecież my mamy mieć przyjemność z ich używania. Dotarło do mnie, że ta specjalna okazja może przecież nie nadejść i chociaż brzmi to przygnębiająco, to tak jest. W czasie kiedy my sterujemy swoim życiem i nie kieruję nami coś potężniejszego, zwyczajnie to bagatelizujemy. Bo nie mogę powiedzieć, że zapominamy. Zdajemy sobie z tego sprawę bardzo dobrze, ale zagłuszamy tę prawdę o naszym przemijaniu.

Doceniam ilość chwil we czwórkę, których wcześniej nie mieliśmy aż tyle.
Cieszę się odkrywaniem na nowo siebie nawzajem.
Modlimy się więcej i jakoś tak szczerzej.
Wielbimy tak po prostu, w przypadkowym momencie dnia, oczywiście z zespołem Owca, co daje nam nadzieję i ukojenie.

Polecam Wam szukać radości, w każdym możliwym zakątku Waszego codziennego życia. 🙂

Nasz salon ostatnio pełni rozmaite funkcje. Raz jest salą fitness, innym razem kościołem, żeby za chwilę zamienić się w plac zabaw lub pokój wirtualnego spotkania z bliskimi.

Nigdy nie sądziłam, że będę mogła przeżywać to i owo, własnie pod naszym dachem, co w tym przygnębiającym czasie sprawia, że nasz dom jest jeszcze bardziej wyjątkowy.

Pytania bez odpowiedzi

Nie wiem czy postępuję dobrze.
Czy kieruje mną miłość, czy strach.
A może jedno i drugie?

Pewnie gdybyśmy wiedzieli dwa tygodnie temu, to co wiemy teraz, zdecydowalibyśmy inaczej.

Chociaż… Wciąż wiemy tak mało.

Przesadzam wybierając tęsknotę, czy staję na wysokości zadania w ochronie siebie i bliskich…
Czy zaciskając zęby i oglądając tych których kocham tylko na ekranie komórki, okazuję nieczułość, czy wręcz przeciwnie…
Dlaczego tak ciężko wytrwać w swoim postanowieniu, które wydaje się najlepsze, gdy pokusy zaryzykowania są tak ogromne.

Gdyby tylko to ryzyko nie dotyczyło szali balansującej między życiem a śmiercią…

Do jakiego momentu jest jeszcze troska, a od którego już panika…
I czy w ogóle można przesadzić że strachem o bliskich?

Dlaczego ta sama sytuacja u jednych budzi odpowiedzialność, a u innych ironię…
Dlaczego zrozumienie ma tyle obliczy, ile jest ludzi…

I czy obawę, można oskarżyć o to, że jest odrzuceniem…

„Mów do mnie Panie, chcę słyszeć Cię.
Przyjąć od Ciebie, co masz dla mnie.
Nie chcę się chować, lecz w Tobie skryć.
W cieniu Twych skrzydeł chcę iść”.

Jesteśmy dobrzy

Wczorajsze czytanie. Nie specjalnie wybrane, żeby pasowało do naszej sytuacji, ale do nas skierowane. Nie wyjątkowo – tak po prostu, normalnie, zwyczajnie.
Żywe słowo, delikatne i nie narzucające się. Czyste i prawdziwe. ❤️❤️❤️

(Dn 3, 25. 34-43)
Powstawszy, Azariasz tak się modlił, a otwarłszy usta, mówił pośród ognia: „Nie opuszczaj nas na zawsze – przez wzgląd na święte Twe imię nie zrywaj Twego przymierza. Nie odwracaj od nas swego miłosierdzia, przez wzgląd na Twego przyjaciela, Abrahama, sługę Twego, Izaaka, i Twego świętego – Izraela. Im to przyrzekłeś rozmnożyć potomstwo jak gwiazdy na niebie i jak piasek nad brzegiem morza. Panie, oto jesteśmy najmniejsi spośród wszystkich narodów. Oto jesteśmy dziś poniżeni na całej ziemi z powodu naszych grzechów. Nie ma obecnie władcy, proroka ani wodza, ani całopalenia, ani ofiar, ani darów pokarmowych, ani kadzielnych. Nie ma gdzie ofiarować Tobie pierwocin i doznać Twego miłosierdzia. Niech jednak dusza strapiona i duch uniżony znajdą u Ciebie upodobanie. Jak całopalenia z baranów i cielców, i z tysięcy tłustych owiec, tak niechaj dziś będzie nasza ofiara przed Tobą i niech Ci się podoba! Ponieważ ci, co pokładają ufność w Tobie, nie mogą doznać wstydu. Teraz zaś idziemy za Tobą z całego serca, odczuwamy lęk przed Tobą i szukamy Twego oblicza. Nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami według swej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia. Wybaw nas przez swe cuda i uczyń swe imię sławnym, Panie!”

Dziękuję, że Jesteś Boże! ?
Że Jesteś dobry.
I dziękuję, że ludzie są dobrzy.
Zawsze złościłam się, kiedy ktoś mówił, że człowiek z natury jest zły. Dziś utwierdzam się w przekonaniu, że to nieprawda.?

Jesteśmy dobrzy. Takimi nas stworzyłeś. I tacy się dziś budzimy. Wyciągamy swoje serca, a zaraz za nimi dłonie, gotowe do pomocy. ?

Jednoczymy się i ruszamy na pomoc starszym, chorym i zapracowanym. Tym, którzy nie dadzą rady sami o siebie  zadbać w czasie zagrożenia.

Jestem dumna, że nie dajemy się opanować przez strach, ale na przekór niemu, jesteśmy wierni swojemu powołaniu!
Bo CZŁOWIEK Z NATURY JEST DOBRY! ❤️?

Paradoks

Łapiemy promienie słoneczne, patrzymy w Niebo i obserwujemy jak przyroda budzi się do życia.

Oczy widzą te cuda, kiedy do uszu coraz częściej dobiegają informacje o kolejnej zakończonej przez kogoś drodze.

Próbujemy złapać równowagę, stąpając po tej cienkiej linie. Zagłuszyć media, zachwycić się przychodzącą wiosną.

Mimo wszystko żyć w miarę normalnie.

Trudne te dni.

Zwariowałeś świecie.

Mimo, że jesteś w tym szaleństwie tak dosłowny, to tyle ludzi nie bierze twojego przekazu na poważnie.

A ja nie chcę, żebyś poczuł się zignorowany i zaczął krzyczeć jeszcze głośniej.

Nie chcę zobaczyć jak rzucasz talerzami, które rozbijając się, będą ranić niewinnych, chorych, rodziców, dziadków, rodzeństwo, dzieci.

Nie chcę patrzeć na swoich bliskich tylko w ekranie telefonu, uświadamiając sobie, że – wbrew temu co myślałam – miłość to dystans, brak objęć i bliskości tych, których kochamy.

Możesz już zamilknąć, zrozumiałam.
Wystarczy mi twoich lekcji.

A jeśli chociaż dziesięć osób na całym świecie, zapragnęły być lepsze, to kochany świecie, zaczytaj się w Piśmie, idź za Jego przykładem i zamilcz, przez wzgląd na nich.

„Rzekł Abraham: «Pozwól, o Panie, że ośmielę się zapytać: gdyby znalazło się tam dwudziestu?» Pan odpowiedział: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dwudziestu». 32 Na to Abraham: «O, racz się nie gniewać, Panie, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu?» Odpowiedział Pan: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu».”

RDZ 18

Rozmowa z samą sobą.

Cały czas pytam sama siebie o rady. Analizuję w głowie siebie i swoje życie w obecnej sytuacji. Rozmawiam w sercu ze sobą i Bogiem. Szukam dobrych myśli, inspiracji, pocieszenia. Sięgnęłam po to, co sama napisałam już jakiś czas temu. Żeby się spotkać ze „starą sobą”. Stanąć przed tamtą kobietą, spojrzeć jej w oczy i dostrzec jej duszę. Przyjżeć jej się uważnie. Wysłuchać. Czy jest tą samą istotą? A jeśli nie, to jak się zmieniła. Co może mi powiedzieć.

„A ironia tylko czeka na swoje pięć minut, kiedy to popadnie w bezdech ze śmiechu nad naszą głupotą i naiwnością. Ironia nie może przestać się zastanawiać, kiedy w końcu zrozumiemy, że choćbyśmy przygotowali się perfekcyjnie, znaleźli odpowiedzi na masę pytań i skrupulatnie napisali dla siebie scenariusz, to nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie jego ekranizacji. To nie idealny plan będzie tworzyć nasze życie, ale życie stworzy plan, jakiego sobie nigdy sami nie wymyślimy. I najczęściej jest tak, że to życie, które sami sobie zaplanowaliśmy, okazuje się beznadziejnym niewypałem. Porażki i tragedie, które nas spotykają, są zaproszeniem na ogromną projekcję filmową. Kiedy siadamy wreszcie w sali kinowej, w wygodnym fotelu i oglądamy film ze swoim udziałem w roli głównej, ze łzami w oczach stwierdzamy, że to było najlepsze widowisko, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Wtedy dopiero, patrząc na załączony obrazek, zdajemy sobie sprawę z tego, że tak właśnie musiało być. Każda rzecz i sytuacja musiała zaistnieć, żebyśmy byli tymi właśnie ludźmi, w tej konkretnej sali kinowej. I w tej jednej chwili uronimy łzę, bo dotrze do nas, że nasza historia jest najlepszą z możliwych. Przyznamy sobie Oscara i będziemy szczęśliwi. W końcu szczęśliwi. Dotrze też do nas, jak ogromnie dumni z siebie jesteśmy. Daliśmy radę. Życie kopało nas bez litości po naszych czterech literach, a my przyjmowaliśmy ciosy i odpieraliśmy ataki. Ileż nas to lanie nauczyło. Oj tak, możemy być z siebie dumni”.

Nie obrażaj się na Boga

List do Koronawirusa.

Covid – 19 wywołał u mnie bardzo wiele emocji. Prze różne uczucia rodzą się we mnie od kilku dni. Jedne pojawiają się i znikają. Inne rosną w siłę i przygniatają swoim ciężarem.

Na pewno zadawane ciosy, które wyprowadza ten wirus, pozostawią blizny na przyszłe życie.
Zauważam jednak, że kiedy opada pierwszy kurz i strach przestaje brać górę, zaczynają pojawiać się na horyzoncie rzeczy dobre. Ciężko jest je dostrzec przez wolę walki i paniczną chęć powrotu do znanego, bezpiecznego życia. Trudno zobaczyć plusy, kiedy nasza swoboda i wolność jest ograniczona, ale one są.

Dziś uczestniczyliśmy we Mszy Świętej za pomocą internetu, bałam się, że tęsknota za obecnością w kościele będzie ogromna. Dzięki łasce, odczułam głęboki pokój, z mocą dotarło do mnie, że JEZUS przecież naprawdę w tym wszystkim jest z nami. Że jest tuż obok, żyje we mnie.

Takie oczywiste, ale tak trudne do przyjęcia i rzeczywistego uderzenia w serce w tym ostatnim czasie.

Przyjęłam duchową Komunię, z rosnącą wiarą i ufnością. Czułam się w centrum wspólnoty, choć siedziałam na naszej kanapie tylko z mężem i synkami.

I wiesz co?

Dużo mnie uczysz wirusie, w brutalny sposób uświadamiasz mi, jak śmieszna byłam ze swoim podejściem do życia, z planami i marzeniami. Jak płytka była moja wiara.
Za to jedno Ci dziękuję. – Że wyprowadziłeś mnie z błędu, jakoby to wszystko wyglądało inaczej. Że zabierając mi pracę , dałeś czas z rodziną, którego bym nie miała. Że na siłę i mimowolnie, obdarowaleś mnie ich obecnością rodziny, tym razem docenianą do bólu szczerze i prawdziwie. Moje więzi z nimi bardzo się zacieśniają i takie pozostaną na zawsze, a ty znikniesz.

Kiedy już cię pokonamy, będę mądrzejsza. Stanę się taką, jaką pysznie myślałam, że jestem.
Zadbam o to, co naprawdę ważne. Nie tylko pozornie. Będę się prawdziwie cieszyć każdego dnia z tego, że otworzyłam oczy, że muszę wstać, że mogę NORMALNIE zrobić zakupy, że muszę długo szukać miejsca parkingowego odwiedzając rodziców i płacić za strefę parkingową. Zrobię to z nieopisaną przyjemnością. Ucieszę się, kiedy będę stała w korkach, jadąc na spotkanie z przyjaciółkami. A nawet wtedy, kiedy powietrze będzie zanieczyszczone – bo to będzie znaczyło, że borykamy się ze znanymi nam problemami, a życie toczy się w rytmie, który znamy, mimo, że też nie do końca chcemy do niego tańczyć.

Będę szczęśliwa, że mogę odebrać telefon od kogoś bliskiego, a nie zła, że znów ktoś coś ode mnie chcę, kiedy ja nie mogę złapać zakrętu. I w nosie będę miała kasę, ucieszę się ze wszystkiego, co zaoferuje mi los. Do kieszeni schowam ambicję, jeśli będę mogła spełniać się poza pracą, to będę szczęśliwa. Nie będę już narzekać, przebierać i chcieć więcej. Nie popatrzę na nic, przez pryzmat materialnych kategorii, bo one nic nie znaczą.
Wystarczy mi: pozostać wolną, nie odczuwać strachu, być blisko rodziny, mieć w sercu Boga – żyć.
I zaczynam właśnie dziś. Już od teraz. W tej chwili.

Dzisiejsze wyzwanie.

Na początku się nie bałam. Miałam poczucie, że wszystko będzie dobrze – jak zawsze. Ominie nas nieszczęście, Polska pozostanie bezpieczna. Niektóre zachowania czy wygłaszane teorie były nawet śmieszne. Wszędzie się działo, ale u nas nie. Dalej żyliśmy jak dotąd, tylko ze świadomością, że coronawirus istnieje i coraz bardziej się na ziemi zadomawia. Nie przeszkadzało nam to wtedy w codziennym życiu. Tyle tylko, że gdzieś tam dochodziły nas nowe informacje, to z jednej to z innej strony.

Od kilku dni świat się zatrzymał. Nagle nie liczy się ile zdań dziennie napiszę, czy wypiję dwie kawy i w jakim kubku. Mojej głowy nie zaprzątają już rozmyślania na temat ludzi, ich problemów, nie zauważam piękna , które raz po raz pokazuję się wokół naszego domu. Nie zastanawiam się nad tym, co kieruje ludźmi wokół podejmując swoje decyzje. Dotychczasowe ważne sprawy nagle stały się błahe.

Dlaczego?

Bo miejsce tego wszystkiego zajął strach.
Kiedy wirus dotarł do naszego kraju, jeszcze się nie przestraszyłam. Nie tak bardzo. Mój strach zaczął rosnąć z każdym następnym dniem, z każda następną zakażoną osobą. Kiedy zadał pierwszy śmiertelny cios w Polsce.
Zobaczyłam jak moja wiara jest słaba. Że nie radzę sobie z niepewnością, którą czuję w całej sobie. Pojawiła się złość, że muszę zrezygnować z rzeczy, które zaplanowałam. Zaraz potem myśli, że jakoś to przeżyję, byle tylko moi bliscy byli bezpieczni.
Odkąd jestem mamą, boję się tysiąc razy bardziej. Bo są oni. Jak im ze spokojem wytłumaczyć, że przedszkole jest zamknięte na jakiś czas, że nie możemy pojechać na salę zabaw, spotkać się z ciocią, że nie przyjadą goście na zaplanowane wcześniej spotkanie? Że być może w tym roku nie pojadą na wakacje.

Wszystko stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Wiem, że jutro zawsze jest niepewne, ale dzisiaj jest to tak ogromnie odczuwalne. Myśli wciąż uciekają do tego, jak będzie wyglądać sytuacja za chwilę, za dzień, tydzień. Czy zmieni się nasze życie? Czy może się uda i wszystko powoli wróci do normalności, jaką znamy.

Łzy lecą i uderzają o ziemie, kiedy słyszę, kolejne wiadomości, czytam newsy ze świata.
Stoję w środku tego wszystkiego i żałuję. Że nie odwiedzałam moich rodziców i babci częściej, a teraz nie wiem kiedy ich zobaczę. Że nie spędzałam więcej czasu w kościele, a dziś nie wiem, kiedy będę mogła znów odwiedzić Żywego Boga. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że pójdę. Wezmę udział w Drodze Krzyżowej, Mszy Świętej. Jednak słowa Piotra Żyłki ciągle brzmią mi w głowie:
„ Wierzę, jestem katolikiem, dlatego dbam też o dobro innych. DLATEGO W NIEDZIELĘ NIE PÓJDĘ NA MSZĘ”.

Patrzę na nasze dzieci – myślę o innych maluchach. Przed oczami stają mi moi dziadkowie – myślę o innych dziadkach i babciach. Całych rodzinach. Chcę o nich zadbać, a w ten sposób mogę, dlatego tak jak Piotr, nie pójdę na Mszę Świętą. Chociaż na sama myśl okropnie tęsknię. Ale ze wszystkich sił wołam swoją ufność i wiarę, żeby jak najszybciej powstały i dały mi nadzieję na to, że potrwa to chwile a później będziemy mogli się nakarmić do syta. Jego Ciałem, swoja nawzajem obecnością, wolnością, wiosną.

Codziennie między godziną 20.00 a 22.00, odmawiana jest modlitwa o powstrzymanie korona wirusa i ochronę naszych rodzin. Dołączyłam do niej i Was też do tego zachęcam. Módlmy się w domach. Dbajmy o siebie. W tym czasie, który jest dla nas próbą, kochajmy mocniej, nie poddawajmy się i jak nigdy jednoczmy się w działaniu ze sobą i z Nim.

Ja już wyciągnęłam gigantyczne wnioski dotyczące swojego życia, znajdując się tutaj, gdzie dziś jesteśmy. I jeśli to się skończy, na pewno będę silniejsza, choć dziś czuję się ogromnie słaba. Kiedy uda się nam dotrzeć do końca tego wyzwania, stanę na początku nowego życia, w które zamierzam wkroczyć z bardzo ambitnymi planami i będą się one diametralnie różnić od tych, które miałam jeszcze kilka tygodni temu.

Jeszcze niepewnie, ale gdzieś tam budzi się moja odwaga i zamierzam wykorzystać całą tę sytuację, żeby wyciągnąć z niej jak najwięcej nauki i dobra. Każdemu z Was proponuję to samo. Bo co nas nie zabije, to nas wzmocni. Postarajmy się nie uciekać i chować, ale przyjąć wyzwanie i obrócić je w swoje własne zwycięstwo.