Modlitwa

Złap mnie za rękę i poprowadź.
Nie daj mi tracić czasu na błądzenie.
Nie pozwól łazić bez sensu, po drogach, które mnie nigdzie nie zaprowadzą.
Złap mnie za rękę i pokieruj tam, gdzie powinnam pójść.

Pokaż mi, co jest do zrobienia i pociągnij mocniej za moją dłoń.
Bo chcę tego. O to proszę.
Poprowadź mnie. W swój delikatny sposób.

A jeśli będę stawiać opór i mimo Twojej zachęty, pójdę w inną stronę – nie puszczaj – mimo wszystko.
Zostań ze mną wbrew mojej naiwności i głupocie.
Strać ze mną czas na tych poboczach, żebym mogła zrozumieć i zawrócić.

Nie dopuść tylko, by było za późno.
Pozwól mi się nauczyć. Daj czas, żebym zrozumiała i zatrzymała się. Spojrzała w siebie i unosząc głowę – zobaczyła tę właściwą ulicę.

Wtedy mocno zacisnę swoją dłoń na Twojej i tym razem ja pociągnę Ciebie. Tylko teraz zdecydowanie, z zachwytem i pewnością. Popatrzę Ci głęboko w oczy i uśmiechnę się. Skiniemy do siebie i pobiegniemy.

Ty tak bardzo dumny, ja tak bardzo pewna.

Error

Mówimy, że słuchamy Pana Jezusa. Czasami nawet bardzo głośno wykrzykujemy Jego słowa w stronę innych, używając ich, jako argumentów we wszelkiego rodzaju sporach. Jesteśmy przekonani, że mamy rację. Mówimy to, co uważamy za słuszne. Jesteśmy wręcz przesiąknięci pewnością, co do swojej racji.

Error

A wiecie, co ja myślę?
Że tak bardzo zafiksowaliśmy się na siebie, że sami siebie zagłuszamy. Słuchamy Jezusa, ale czy słyszymy, co On do nas mówi? Nie. Bo nawet Jego słowa dopasowujemy pod siebie. Jak nam wygodniej. Nie zwracamy uwagi na to, że wdarły się w nas fałszywe odczucia i intencje. Skutecznie wciskamy przycisk „anuluj” przy pojawiającym się od czasu do czasu komunikacie: Błąd. Znika informacja, impuls zostaje wyłączony, więc możemy ze spokojem ciągnąć w złym kierunku – bo bez wyrzutów sumienia.
Inni też nas ukierunkowują. Nasze myślenie i przekonania. Rodzice, dom, z którego pochodzimy, wartości. Od pierwszych lat na ziemi kroczymy krok za krokiem, jak baranki, tam gdzie idzie nasze stado. Kiedy stajemy się dorośli, niektóre kwestie są oczywiste. Myślimy, że przecież zawsze tak było, więc tak jest dobrze. To nieprawda! Nie możemy tkwić w stereotypach, których się nauczyliśmy. Jeśli nie będziemy słuchać siebie, swojej intuicji i wciąż będziemy ignorować wyskakujące komunikaty, to nigdy się nie rozwiniemy. Nie zmienimy się na lepsze, nie zmienimy świata, Kościoła. Nasza relacja z Bogiem będzie ciągle taka sama. – My stojący z założonymi rękami i On mówiący do nas – bez skutku.
Nie możemy pozwolić na to, by strach przed zmianą, zamykał nas w skorupie. Przemyślane zmiany, te przegadane z Bogiem, przy rozłożonych rękach i otwartych uszach, mogą być tymi najwspanialszymi.

Rozdział.

Może nie brzmi to dobrze. Kojarzy się z dystansem, jakiegoś rodzaju rozstaniem. Ale rozdział, to nie to samo, co podział. Czasami jest on potrzebny, żeby każda ze stron mogła się zastanowić, na nowo odnaleźć swoje powołanie, a tym samym zadania i cele. Rozdział jest potrzebny, żeby mogło dość do zjednoczenia. Ostatnio bardzo pracują we mnie słowa Jezusa, które wypowiedział, żeby nam przypomnieć o ty, że każdemu trzeba oddać to, co mu się należy.
Ja sama zawsze czułam lęk, kiedy słyszała, że ktoś chcę doprowadzić do rozdziału Państwa od Kościoła. Automatycznie wyrastała wokół mnie kopuła, która nawet nie chciała o tym słuchać. Bariera mająca za zadanie odpychać wszelkie argumenty i prawdę. Najważniejsze było, że tak jest bezpiecznie. Stwierdzenie, że Polska jest krajem katolickim robiło całą robotę. Skoro tak, to rozdział oznacza nic innego, jak zmianę w kraj bez wiary, religi i Boga.

Znów Error.

To straszne kłamstwo. Bzdura, która nie chciała pokazać swojego prawdziwego oblicza. Przez przybranie maski, bez problemu sprawiała, że siedziałam w swojej skorupie, nie wychylając nawet nosa. Ale Bóg potrafi pokonać wszelkie przeszkody. Kopuły, mury, skorupy. I dotarły do mnie fale dźwiękowe, płynące z ust Jezusa, mówiącego o Bogu i Cesarzu. Nie cytat, który znam na pamięć. Którego wysłuchiwałam w świątyni nie raz i nie dwa. Wreszcie nie tyle słyszałam, to, co chciałam, ale usłyszałam przekaz, który Pan Jezus zawarł w swojej odpowiedzi na temat Państwa i Kościoła. Wiary i Boga. Religi i miłości.
Dziś widzę, że połączenie tych par w jedno, jest złe. Zaprzecza istocie każdej ze stron. Kiedy idą obok siebie i trzymają się za rękę, rozmawiają, współgrają, idą jednym krokiem – dochodzą daleko, robiąc przy tym dobro. Kiedy jednak na siłę łączy się dwa elementy w nienaturalną jedność, wychodzi klapa. To tak jakby małżeństwo nie było połączeniem dwóch osób, w jedno serce w dwóch ciałach, ale jakby jeden z małżonków wchłaniał drugiego podczas ceremonii ślubnej. Głupota, prawda? Coś niemożliwego. Przeczącego naturze i niewykonalnego.
Tak samo jest z Państwem i Kościołem. To samo dotyczy wiary, która może istnieć bez Boga i odwrotnie. Kiedy na siłę chcemy to połączyć, dzieją się złe rzeczy. Dochodzi do kłótni, walki, ale przede wszystkim do niezrozumienia drugiego człowieka i poróżnienia. Jedna ze stron jest zła, bo ta druga czuje i myśli inaczej. Ta druga zaś, jest skrzywdzona ową złością.
Można uznawać się za wierzącego, ale nie mieć nic wspólnego z Bogiem, tak samo jak można być bardzo blisko największego Dobra i mieć czyste serce pełne miłości, nie poznając nigdy Boga.
Jestem przekonana, że gdyby Pan Jezus wszedł do dzisiejszego Kościoła, przepełnionego układami i kryciem grzechu, to zacząłby wszystko przewracać. Tak jak w Jerozolimie. Chciałby wszystko zburzyć, bo ten pozorny porządek jest zły. Nie tak to wszystko chciał poukładać, zakładając na ziemi Kościół. On nie chciał, żeby świątynia była miejscem sprzedaży. Nie pieniądz miał przecież rządzić w tym miejscu. Nie rzeczy materialne miały być istotą skupiająca na sobie uwagę. Rozgoniłby stragany kłamstwa, polityki, pychy i grzechu, żeby wyciągnąć później swoją rękę i pomóc wrócić każdemu na swoje miejsce.
Miłość i modlitwa to rzeczy, które powinny wypełniać kościoły. Otwartość na człowieka, który przychodzi po światło i ukojenie. Bóg przebywając na ziemi, pokazał, że pochyli się nad każdym ze swoich dzieci. Każdego wysłucha, uzdrowi, upomni, nauczy. Tylko On.

Nie ma Go.

Ośmielę się jednak napisać, że w wielu kościołach nie ma już Boga. Bo go z nich wygoniono, ustępując miejsca przekonaniom i swoi prawdom. Pasterze nie chronią owiec, ale narzucają im swoje poglądy i wolę, biegając wśród stada z kijem. Zapanował chaos, w którym zgubiły się wiara, miłość i cichość serca. Jak możemy usłyszeć Boga w takim bałaganie. Gdzie On w nim, w ogóle jest?
Nie wciskajmy następnym razem przycisku „anuluj”. Kościół jest Boga. Oddajmy mu go.