Mówi się, że dobro wraca. W dzisiejszych akcjach charytatywnych na portalach społecznościowych, powtarza się to zdanie jak mantrę. Czasami mogłoby się wydawać, że to taki chwyt marketingowy, a fundacje wraz z celebrytami powtarzają dane hasło, aż do znudzenia.
Czy nie jest jednak tak, że to zdanie ma w sobie jakąś moc? Kiedy na końcu apelu czy wiadomości związanej z prośbą o pomoc, ktoś wypowiada takowe słowa, to czy nie porusza to naszego sumienia?
Ja wierzę, że nie są to tylko z uczuciem wypowiedziane dwa słowa. Dla mnie, jest to prawda. Zazwyczaj, kiedy dociera ona do moich uszu, zaczynam się nad nią zastanawiać. Oczywiście rozpoczynam te refleksje od swojej osoby. Nie zrobiłam w życiu jakoś ogromnie dużo dobra. Jestem wrażliwa na krzywdę innych i zawsze moim odruchem jest chęć pomocy. Nie zawsze jednak mam do tego środki, czas i możliwości. Zawsze wzdycham w sprawie takiej osoby do Boga. Zawierzając jej los Komuś najbardziej Kochającemu i Wszechmogącemu. Tylko tyle mogę zrobić.
Patrząc na drugą stronę mojego życia, w ostatnim czasie doświadczam ogromnie dużo dobra od moich bliskich, od otaczających mnie ludzi. Myślę sobie wtedy – jak to możliwe, że Bóg obdarzył mnie aż taką ilością Aniołów? Zawsze w takiej sytuacji jest mi potwornie głupio, że nie mogę się odwdzięczyć, że kolejny raz to ja potrzebuję wsparcia, zamiast je rozdawać. W każdej takiej sytuacji robi mi się ciepło w sercu. Mam wtedy wielką potrzebę szczęścia – dla tych dobrych dusz. W takiej chwili również zaczynam krzyczeć w stronę Nieba. Żeby odwdzięczyło się za mnie. Proszę, żeby oddało dobro, w moim imieniu.
Może to dla kogoś nic nie znaczy. Może ktoś sobie myśli: też mi wielkie rzeczy, cóż mi z jej modlitwy. Ale tak sobie myślę – może już wdzięczność obdarowanej osoby, życzenie jej szczęścia i szczera chęć odwdzięczenia się, to już właśnie to dobro? Wyobrażam sobie masę takich dobrych życzeń i westchnień pełnych wdzięczności, jak z ogromną prędkością i siłą uderzają o chmury. Pędzą jak oszalałe, wypuszczane z radujących się serc, zostawiając po sobie ślad w miejscach i ludziach, którzy staną im na drodze.
Nie wiem czy dobrą motywacją do czynienia dobra, jest oczekiwanie za nie, dobra dla siebie. Nie wiem, czy lepsze jest jego niesienie, nie zwracając uwagi na nagrodę za nasze zachowanie.
Wiem jedno: nie ważne za sprawą, jakich bodźców wyjdziemy komuś naprzeciw, podamy rękę, wyślemy uśmiech, okażemy pamięć, podarujemy wsparcie materialne – to dobro zostanie dane. Wykona się wspaniały akt dobroci, który oczekującemu na czyjąś pomocną dłoń, odmieni życie. I to dobro już nigdy nie zniknie. Będzie krążyło po całym świecie, gdzieś między niebem a ziemią. Nie wiadomo jak długa będzie jego droga i w jakim miejscu się zakończy. Być może przeżyjemy całe swoje życie w przekonaniu, że za uczynione dobro nie uzyskaliśmy choćby najmniejszego wyróżnienia, i wtedy właśnie, spotkamy je u kresu swojego życia. Dużo większe niż wtedy, kiedy je czyniliśmy. Dojrzałe i pełne, ponieważ wypełniło swoją misję- zostało przez nas wypuszczone i dane dla innych.
Kto wie, może to właśnie ono przeprowadzi nas na drugą stronę i będzie powodem do łaski, jaką otrzymamy. Może właśnie to dobro, uczynione przez nas przed laty, przeważy szalę naszej wieczności na tę dobrą stronę…