BOŻE Narodzenie

Dziś Boże Narodzenie,

dzień na który czekaliśmy od dłuższego czasu. Odczuwamy spokój. Tylko czy rzeczywiście jest on osiągnięty przez Narodzenie Jezusa, czy może dlatego, że to całe zamieszanie wreszcie się skończyło i możemy spokojnie usiąść na kanapie?

Mam wrażenie, że obecnie dajemy się porwać przygotowaniom do Świąt znacznie wcześniej a nasze zaangażowanie jest z roku na rok większe. Kiedy tylko przeżyjemy Święto Wszystkich Świętych, zaczyna się bieg do Wigilii. W mediach społecznościowych jesteśmy zasypani lawiną reklam dotyczących Świąt. Natomiast w sklepach gadżetami i produktami wypierającymi tym samym „wczorajsze” znicze i chryzantemy. W telewizji ukazują się zapowiedzi kultowego już filmu „ Kevin sam w domu”, aby uspokoić obawy widzów i potwierdzić, że i w te Święta nie zabraknie na antenie tego małego urwisa.

Nie mam nic przeciwko tej produkcji, sama chętnie spędzam czas z bliskimi na zanoszeniu się śmiechem -przy tych samych od lat – scenach. Mam jednak wrażenie, że większość wcale nie jest faktycznie zainteresowana filmem, tylko chce mieć możliwość kontrolowania kolejnej rzeczy i znów chce dostać to, co się odgórnie światu należy. /Co za tym idzie – niepozorny Kevin to już nie szczere intencje obejrzenia filmu, ale zaspokojenie swojego ego, i satysfakcji, że wszystko idzie po naszej myśli.

Wydaje mi się, że poddajemy się szaleństwu oraz wyścigowi, zamiast odnaleźć prawdziwy spokój i w te Urodziny, rzeczywiście spotkać się z Solenizantem. Cała otoczka Świąt sprowadza się do sprzątania i idealnego przygotowania domów na przyjęcie naszych bliskich. Mimo zmęczenia podróżujemy po sklepach i stoimy godzinami przy kuchennym blacie, żeby tylko sprostać wymaganiom i życzeniom kulinarnym naszych gości. Nie tak powinno być
Od początku Grudnia, powinniśmy zacząć zaciągać hamulec ręczny, a nie naciskać na pedał gazu. Powoli wyhamowywać swoje tempo życia. Wyciszać otaczającą nas codzienność, żeby usłyszeć bicie własnego serca, i dzięki temu zbliżyć się do swojego wnętrza, a później do serc oraz dusz naszych bliskich.

Powinniśmy podjąć działania, które coś zmienią, a nie powtórzą coroczny Świąteczny schemat.
To są Boże Narodziny, które chcą i mogą przynieść nam nowe początki, pokazać nasze możliwości, poszerzyć granice naszych uczuć i pokonać słabości. Dzięki temu wydarzeniu, w życiu każdego z nas, mogą dziać się cuda.
W tym roku brałam udział w adwentowym wyzwaniu internetowym, proponowanym przez portal deon.pl. Jako uczestnik miałam możliwość wyboru kategorii: dla związków, singli, księży, sióstr zakonnych. Idea na tyle mi się spodobała, iż podsunęłam ten rodzaj „zabawy” także mojemu mężowi. To nie było zobowiązanie związane tylko z modlitwą, Bogiem czy Kościołem. Przede wszystkim, dostaliśmy wspaniałą możliwość poznania siebie na nowo, odnowienia swoich uczuć i powiedzenia sobie rzeczy, których sami nigdy byśmy nie wypowiedzieli. Był to moment przypomnienia o rzeczach spychanych na margines w codziennej bieganinie a które tak naprawdę mogą pomóc rozwiązać nam nasze problemy i przekuć złe emocje w prawdziwe szczęście.
Nie umyłam wszystkich okien w domu podczas adwentu, ale zrobiłam coś o wiele ważniejszego. Wzbogaciłam się o całe kilogramy miłości, spojrzałam na siebie oczami tych, których kocham i którzy kochają mnie.

Myślę, że o to właśnie chodzi Jezusowi, żebyśmy poświęcili czas sobie. Wreszcie zobaczyli otaczające nas osoby i w końcu, w Boże Narodzenie – usiedli z Nim. Sam na sam, w zaciszu naszych domów, pełnych wzajemnej miłości – a nie zapachu płynu do podłogi.
Jestem pewna, że większość z Was, jest tak po prostu zmęczona obecnym trybem życia. Dzisiejszym zabieganiem i ciągłą walką z za krótką dobą. Marzycie o chwili wytchnienia, wakacjach i spokoju. Dalibyście dużo za wypicie kawy w ciszy, ale także pragniecie momentu szczerego spojrzenia w oczy kogoś kogo Kochacie i tak aby w jednej chwili – być centrum jego świata.
Że zwyczajnie potrzebujcie prawdziwego spotkania z tymi, którzy są dla Was ważni. Bez telefonów i patrzenia na zegarek, bez myśli z tyłu głowy, że musicie zrobić jeszcze masę rzeczy i dopełnić swoich obowiązków.

– Po prostu to zróbcie Kochani. Zacznijcie teraz, w Boże Narodzenie. Przenieście się te dwa tysiące lat w przeszłość. Złapcie się za ręce i popatrzcie na szczęśliwe oczy Maryi, która mimo ciężkiej podróży w dziewiątym miesiącu ciąży na ośle, nie straciła nadziei.
– Zobaczcie radość tej rodziny ze swojej obecności i bliskości, mimo iż właśnie przeżyli poród w stajni.
– Popatrzcie na ufność tej kobiety, która musi położyć swojego nowonarodzonego synka w brudnym i zimnym żłobie. Ona jest za to wdzięczna, bo docenia prawdziwe wartości. Każdy z nas może mieć taką siłę i mimo otaczającego nas świata, problemów i pędzących zegarów – krok po kroczku – zwalniać.

Popatrzmy z miłością na siebie, później na tych, z którymi trzymamy się za ręce. Popatrzmy na Boga.
Teraz już możemy wszystko.
Spokojnych Świąt! Pełnych spojrzenia na to, co naprawdę ważne.

Wyżyny przyjaźni…

 

Nie wiem jak często wyjeżdżacie na wakacje, wycieczki, weekendy. Ja jestem raczej domatorką i tak się szczęśliwie złożyło, że mój mąż również. Od kiedy mamy swój dom, każdy nasz wyjazd kończy się tak samo, zaczynamy tęsknić za swoim kątem i dochodzimy do wniosku, że najbardziej lubimy spędzać czas razem, u siebie. Inaczej jest kiedy jesteśmy całą czwórką, inaczej kiedy spędzamy czas we dwoje, i jeszcze inaczej, kiedy wybieramy się gdzieś osobno, na babskie i męskie wyjazdy. Mimo tego, że najlepiej czujemy się w domu, mamy świadomość, że takie momenty są potrzebne każdemu z nas, również dzieciom. Podczas wyjazdów poznają nowych ludzi, widzą nowe miejsca, doświadczają nowych rzeczy. My natomiast, podczas wypadów bez maluchów, odpoczywamy i ładujemy baterie, zarówno te fizyczne jak i duchowe. Mając czas i zwolnienie od codziennych obowiązków, możemy spędzić chwile w ciszy, sam na sam ze sobą samym i bliskimi naszemu sercu.

W ostatnim czasie, udało mi się wyjechać na taki babski weekend, calusieńki, pierwszy raz od bardzo dawna. Nadarzyła się ku temu niecodzienna okazja, ponieważ świętowałyśmy z przyjaciółkami osiemnastolecie naszej przyjaźni. Byłyśmy mocno zdeterminowane, żeby wreszcie nasz wyjazd doszedł do skutku. Nie jest to łatwe, ponieważ każda z nas ma swoje życie. Każde jest zupełnie inne od pozostałych, chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się inaczej. Pobyt w górach dał mi bardzo wiele. Nowe myśli,  ciekawe chwile, refleksje. Poznałyśmy się kiedy byłyśmy dziesięciolatkami. Przez te wszystkie lata bywało różnie, wiadomo. Jednak ciągle utrzymujemy ze sobą kontakt, wspieramy się, przyjaźnimy. Nie wiem jaka jest dokładna definicja przyjaźni, na pewno każda z nas przezywa ją inaczej, rozumie na swój sposób. Mamy wobec swojej relacji przeróżne oczekiwania i potrzeby. Niejedna z nas, chciałaby żeby było jak dawniej. Nie rozumie wyborów i decyzji pozostałych. Czas jednak leci, rzeka płynie i my ciągle biegniemy. Świat wokół nas nie jest już jest już ten sam. Nie chodzimy do szkoły po której wracamy do domu i poza kilkoma obowiązkami możemy spędzać czas z przyjaciółmi. Jesteśmy już dorosłe. Jesteśmy żonami, matkami, kobietami. Jesteśmy tymi dorosłymi, których w dzieciństwie tak często nie rozumiałyśmy. Teraz to my musimy zadbać o swoje rodziny. Utrzymać domy, opłacać rachunki, pracować. Teraz jest czas, kiedy chcemy poświęcać się swojej rodzinie, być z bliskimi, wzrastać codziennie w miłości. To dziś ja i Ty, mamy swoje drogi, którymi tworzymy własne życie. To właśnie teraz jest czas na naszą walkę o byt, obecność, miłość i szczęście. Popełniamy błędy, wyrywamy od życia to, co jest na potrzebne, wspinamy się na wyżyny, zabiegamy o swoje cele. To jakie jesteśmy teraz, jest skutkiem naszej znajomości. Przecież zanim wzięłyśmy udział w dorosłym życiu, kształtowałyśmy się wzajemnie , każdego wspólnego dnia. Teraz zmagamy się każda ze swoją codziennością. Nie mamy czasu, żeby widywać się tak jak dawniej, ale czy to nie piękne, że ciągle mamy siebie za plecami? Cały czas darzymy się emocjami, uczuciami i pamięcią. Jest wśród nich masa tych złych. Ogrom niezrozumienia, pretensji i żalu. Może dlatego, że ciągle jeszcze zbyt dużo oczekujemy od drugiej strony. W takiej dojrzałej relacji nie można oceniać i wymagać, ale akceptować wspierać. Nie jesteśmy razem dlatego, że ktoś nas do tego zmusza, ale dlatego, że się kochamy, potrzebujemy i chcemy. Każda daje z siebie tyle, na ile pozwala jej życiowa sytuacja. Ile może. Chociaż zapewne często chciałaby dać więcej.

W szkole często zabiega się o uwagę drugiego człowieka mimo wszystko, czasami robiąc nawet coś wbrew sobie. Może dzieje się tak z obawy przed samotnością, prestiżem klasowym i społecznym. W dojrzałym świecie przyjmuje się to, czy ktoś nas wybiera, czy nie. I szanuje się ten wybór.  Myślę jednak, że pojawiające się złe emocje to nic w porównaniu z mocą naszej relacji. Bo ciągle trwamy. Już osiemnaście lat.

W górach mogłam spać do godziny 9.00. Pierwszy raz od ponad trzech lat. Te dwie noce uwieńczone wspaniałymi porankami były niezwykłe. Budziłam się i pierwszymi osobami jakie widziałam były te, które towarzyszą mi większość mojego życia. I chociaż zmieniły nam się priorytety, chociaż na co dzień jesteśmy zabiegane i zajęte oddawaniem się swoim wyborom i dążeniem do wyznaczonych sobie celów, to każda z nas ma w głowie pozostałe. Nie ważne na jakim poziomie serca, nieistotne pod jaką nazwą relacji. Ciągle trwamy.

Było mi ciężko rozstać się z rodziną na cały weekend. Kiedy nadszedł czas powrotu, nie mogłam doczekać się momentu, w którym zatopię się w objęciach moich chłopaków. Ze wzruszeniem tuliłam dzieci, myśląc o tym, jak bardzo jestem wdzięczna za momenty spędzony z przyjaciółkami. Jak bardzo się cieszę, że spędziłyśmy wspólnie czas, jak za dawnych lat. Skakałam z radości, móc spać dłużej niż pięć godzin ciągiem. Jednak przede wszystkim myślałam o tym, że na nic mi sen i beztroska, jeśli miałabym wrócić do pustego domu, wolnej przestrzeni, w której miałabym czas dla siebie. Byłabym zwyczajnie nieszczęśliwa, pusta i niespełniona.

Wolne chwile są potrzebne. Moje odnowiły więzi z czasów szkolnej ławki i zbliżyły na nowo do bardzo ważnych dla mnie osób. Przeniosły w czasie i sprawiły, że wspomnienia odżyły. Przypomniały jak wyglądało moje życie, przed tym, które mam teraz i dzięki temu uświadomiły – po raz kolejny – że jestem dokładnie w swoim na świecie miejscu.