Niedawno rozpoczął się Nowy Rok. Często przy tej okazji wyznaczamy sobie jakieś cele. Obiecujemy sobie, że zmienimy coś w swoim życiu przez tę kolejną określoną przez kalendarz ramę czasową. Zazwyczaj nasze założenia są związane z życiem codziennym, przyzwyczajeniami, relacjami z bliskimi i w każdym z tych wypadków równają się pracy nas sobą.
Myślę, że samo w sobie pragnienie zmian nie jest złe, zastanawiam się tylko z czego wynika taka potrzeba. Czy to niewłaściwe, że kiedy mamy teoretycznie wszystko – pragniemy jeszcze więcej?
A może wcale nie chcemy już niczego od życia, poza świętym spokojem, ale skoro to takie modne, to my tez musimy wystartować w owych zawodach „bycia na topie” i na siłę poszukać sobie zadania, o którym będziemy mogli na fejsie albo ista ogłosić całemu światu, niekoniecznie mając choćby najmniejszy zamiar, by podjąć się jego zrealizowania.
Każdy z nas ma swoje powody do robienia listy wyzwań na kolejny rok. I o ile same bodźce do ich powstania, nie zawsze są górnolotne, to sam fakt, że robimy choćby krok do przodu jest wspaniały.
Zastanawiam się dlaczego akurat rozpoczęcie Nowego Roku jest czasem sprzyjającym pojawianiu się chęci zmian. Dochodzę do wniosku, że dzieje się tak dlatego, iż zamykamy jakiś rozdział w swoim życiu, albo przynajmniej staramy się z niego rozliczyć. Podsumować swoje osiągnięcia, wspomnieć porażki.
Takie momenty są nam bardzo potrzebne, ponieważ jeśli dobrze je wykorzystamy – nauczymy się bardzo wartościowych rzeczy: Nie popełnimy więcej takich samych błędów, wyciągniemy wnioski ze swoich decyzji i następnym razem postąpimy rozważniej, przemyślimy zaistniałe sytuacje, żeby dowiedzieć się prawdy o sobie i innych ludziach, żeby w końcu – kolejny raz – dowiedzieć się czegoś o świecie, na którym żyjemy.
Mamy w sobie potrzebę motywacji. Kopa od kogoś lub czegoś, który pobudzi nas do zapragnięcia zmiany. Często jest to ta prostsza część całego zamieszania. Bardzo łatwo jest nam się zapalić do jakiegoś pomysłu. Jeszcze prościej przychodzi nam się rozwodzić w myślach nad tym, jak wspaniale byłoby wówczas, kiedy nasze plany i marzenia się ziszczą. I niestety – najczęściej na tym, nasze działania się kończą. Bo dopiero w kolejnej części jest czas na naszą pracę. To właśnie później musimy – pozostając wierni swoim marzeniom – działać.
Musimy być bardzo silni i uparci i powinniśmy uświadomić to sobie już wtedy, kiedy w naszym sercu rodzi się pragnienie. Nie obejdzie się bez braku cierpliwości, gorszych dni zwątpienia i bezsilności. Nie chodzi mi broń Boże o to, że mamy się na samym początku zniechęcać i katować negatywnymi myślami – absolutnie nie. Po prostu tak postępując, staniemy lepiej uzbrojeni do walki o swoje marzenia. To, że nie będziemy dopuszczać do siebie myśli o czekających na nas zagrożeniach – nie sprawi, że one zniknął. Będąc świadomymi możliwych trudności, od razu przystąpimy do działań zapobiegających dopuszczeniu ich do głosu, a w frazie potrzeby – od razu przejdziemy do ataku. Nie wdając się w bezsensowną dyskusje z przeciwnościami czy nie tracąc czasu na rozpoznanie niebezpieczeństwa i obmyślanie taktyki wojennej.
Dzięki temu zapewne szybciej osiągniemy swój cel a tym samym spokój ducha.
Nie ma nic złego w tym, że w swojej ludzkiej naturze potrzebujemy motywacji i wsparcia a czasami porządnego czochrańca, żeby wziąć się do roboty i działać. To wspaniałe, kiedy chcemy się rozwijać, zmieniać na lepsze i wzrastać. Nie jest ani trochę niewłaściwe to, że osiągając zwycięstwa w swojej potyczce z codziennością i własnymi słabościami wygrywamy, a przy tym – pragniemy zdobywać kolejne tereny swojego serca, osobowości talentów i możliwości. Powiem więcej – jest to jak najbardziej piękne i wskazane! J
Jeśli tylko mamy swoje sposoby na napędzanie się siłą i emocjami potrzebnymi do działania, to wykorzystujmy je na maksa. Obdarowujmy się nimi nawzajem, dając sobie wsparcie w dążeniu do naszych celów. Bo każdy z nich, jeśli dotyczy poszerzania swoich grani, przełamywania wewnętrznych barier i zdobywania nowych umiejętności, to zdecydowanie będzie także niósł dobro i rozwój naszemu otoczeniu.
Przypominają mi się teraz słowa Papieża Franciszka, który podczas Światowych Dni Młodzieży, mówił tutaj, do NAS, że nie wolno nam siedzieć bezczynnie na kanapie. Wiem, że czasami bardzo ciężko jest ruszyć swoje cztery litery z jakże wygodnego, ciepłego i dobrze nam znanego – a przede wszystkim – naszego mebla. Wiem, że niejednokrotnie potrzebujemy tego bezpiecznego odpoczynku, jakie on nam oferuje. Doskonale zdaję sobie sprawę, że przyjemnie jest wyprostować kości i złapać oddech. I jest to jak najbardziej wskazane! Ale nie róbmy z chwili wytchnienia – zmarnowanych lat swojego życia.
Uwierzcie mi, że o wiele więcej cudownych emocji i wspaniałej satysfakcji doświadczycie wtedy, kiedy mimo zmęczenia i niechęci – wstaniecie. Kiedy weźmiecie głęboki wdech i krok po kroczku zaczniecie zbliżać się do lepszego ja – a później do lepszego jutra. Żaden odpoczynek nie będzie lepszy, niż doświadczenie na własnej skórze pewności, że mogę bardzo dużo a nawet wszystko. Nie ma wygodniejszej kanapy od tej, na której przycupniemy na chwilkę, żeby oglądać efekty swoich codziennych zmagać, które w jednej chwili, zamienią się w obserwowanie najwspanialszego spektaklu świata. – Naszego szczęścia i SPEŁNIENIA.