Przeprowadzę Cię przez to, co Cię przeraża. Chodź i nie martw się.

Tak brzmi ostatnie zdanie znajdujące się w mojej książce. Kończąc ją pisać, pomyślałam, że to będą najlepsze słowa, po których historia trzech sióstr się zakończy. Po których zakończy się to spotkanie czytelnika z prawdą. Taką ogólną, ale też tą bardzo osobistą.

Pisząc „Nie Obrażaj Się Na Boga”, taki miałam zamysł w sercu, aby lektura tego, czym chcę się podzielić, zachęcała do zatrzymania się i spojrzenia prawdzie w oczy. Często brakuje nam na to czasu. Nieraz nie mamy odwagi, nie wiemy jak zabrać się do przeprawy z samym sobą, przez samego siebie. Czasami, zwyczajnie o tym nie myślimy, nie mamy takiej potrzeby, żeby się nad czymś zastanawiać i po prostu robimy to, co do nas należy. Kiedy jednak już ktoś lub coś skłoni nas do przerwy w szalonym biegu, może się okazać, że właśnie tego potrzebowaliśmy. Że takie chwile, w których rozliczamy się ze swoich myśli, porażek, sukcesów, są dobre. Po pierwsze – mogą nas takie wewnętrzne rozmyślania wiele nauczyć. Pokazać, że niejednokrotnie moglibyśmy zrobić coś inaczej. W takiej chwili, kiedy napijemy się kawy w swoim wnętrzu, może się okazać, że docenimy siebie, bo nikt inny tego nie robi. Po drugie – możemy zdać sobie sprawę, jak wiele nam brakuje do tego, żeby mieć powód do dumy. Po głębszym zastanowieniu, przewartościujemy swoje życie. Postanowimy się poprawić lub wyluzować i odpuścić tam, gdzie przesadzamy ze swoją troską, uwagą, i być może za bardzo się wtrącamy. Przypomnimy sobie, że powinniśmy więcej uwagi poświęcać bliskim i przyjaciołom, posyłając w ich stronę więcej dobrych myśli, pobożnych życzeń i, jeśli wierzymy, więcej modlitw.

Myślę, że zbyt rzadko to robimy. Zdecydowanie za mało i za krótko interesujemy się swoim własnym wnętrzem i sercem. Zazwyczaj machinalnie robimy te rzeczy, które tworzą naszą codzienność, nasze obowiązki, praca, dążenie do tego, żeby wystarczyło nam wszystkiego. Bieg przez cały miesiąc, żeby na jego końcu rachunki się zgadzały, odłożona kwota rosła, albo żeby po prostu jakoś przeżyć. Na lepszym czy czy gorszym poziomie, każdy z nas musi w tym biegu brać udział. Zadbać o rzeczy materialne, o to, żeby były, dobrze wyglądały, stanowiły nasze życie.

Jeśli nie zaczniemy pamiętać także o tym, co nie jest materią a swoją ważnością od niej nie odstaje, chyba nawet przewyższa, to bardzo łatwo możemy się zatracić i biegnąc, zacząć kręcić się w kółko, aż do wypalenia.

Pędzimy, bo takie właśnie jest życie. Musimy za nim nadążyć, chociaż czasami nas to przerasta, wprowadza w niepokój lub zwyczajnie denerwuje. Nie mamy na wiele rzeczy wpływu, ale możemy poświęcić sobie kilka chwil raz na czas. Żeby znaleźć to czego szukamy, w sobie. Jeśli wierzysz, spotkasz tam Boga, jeśli nie, znajdziesz siłę, odwagę, nadzieję. W każdym z nas, znajdują się cechy i moc potrzebne do stawienia czoła temu, co konieczne. W najbardziej cichym miejscu w naszym wnętrzu, usłyszymy prawdę. Dlatego musimy dbać o siebie i swoje chwile ze sobą sam na

Jeśli czujesz, że zalewają Cie fale codzienności, nie martw się, Twój Ratownik chodzi po wodzie”

Życie jest piękne, i od tego trzeba zacząć. Chociaż jest ono bardzo złożone i pokręcone, to w swoim początku, zamyśle i idei jest piękne. Każde istnienie, zaczyna się wspaniale. Cudowne jest jego poczęcie, rozwijanie się, narodziny. Wzrastanie każdego dnia – osobowości, rozumu, mądrości, ale też fizycznej sylwetki, twarzy, która nabiera odpowiednich dla siebie rysów.

Od tego wzrastania zależy, jakim uczynimy nasz świat. Ten najbliżej nas i ten znajdujący się coraz dalej i dalej. Moja siostra studiuje psychologię i czasem opowiada mi, o jakich zjawiskach się uczy. Kiedy jej słucham nie mogę się temu nadziwić. Na co dzień ja-  i pewnie większość z Was ma tak samo, nie zdaje sobie w ogóle sprawy z tego, jak bardzo pierwsze dni na ziemi rzutują na  nasze przyszłe losy. Nie miałam pojęcia, że to jaką mamy relację z naszą mamą, ma ogromnym wpływ na nasze późniejsze relacje ze znajomymi,  przyjaciółmi i wreszcie ze współpracownikami, małżonkiem, dziećmi.

Mogłoby się wydawać, że im bardziej mamy poplątane dzieciństwo, tym trudniej jest nam w życiu. Nie jest tak do końca. Niektórzy, wywodzący się z rodzin, w których była zaburzona relacja, albo nie było jej wcale, są bardziej twardzi i lepiej radzą sobie ze swoją psychiką niż ci, których rodziny reprezentowały idealny model. Nie ma więc reguły i nigdy pewności, że ktoś z rozbitej rodziny będzie miał kiepskie życie, a ten z idealnej, będzie panem swojego. Może być całkiem odwrotnie. Każdy najmniejszy nawet aspekt, doświadczenie, myśli i zdarzenia, mające miejsce w naszych pierwszych latach naziemni, mogą być zaczątkiem rozmaitych sfer a naszej głowie, które albo poprowadzą nas prosto do celu, albo będą  wiodły krętymi ścieżkami, bez widoku horyzontu. I musimy się z tym zmierzyć, obojętnie, na który scenariusz trafimy. I mamy w sobie tę moc i siłę, aby podołać tak wielkiemu zadaniu. Jest to misja powierzona nam tylko raz i od nas zależy czy zechcemy się z nią zmierzyć, czy pogodzić.

Dla ułatwienia nie jesteśmy sami na ziemi. Otaczają nas inni ludzie, bardzo często czekający tylko na okazję, aby nam pomóc. Pomóc komukolwiek. Są oczywiście specjaliści, podpowiadający, jak poradzić sobie z owymi płaszczyznami w naszej głowie, które zawładnęły nami i nie pozwalają żyć normalnie. Nie chodzi o to, że są od nas mądrzejsi, chociaż posiadają naukową wiedzę na temat człowieka i to nieraz wystarczy do naprostowania naszego myślenia. Do wyjaśnienia nam, że boimy się niepotrzebnie, że problem, który nas przytłacza, tak naprawdę nie jest problemem, a tylko nasza wyobraźnia takim nam go pokazuje. Drugi człowiek jest  pomocny też dlatego, że potrafi zadać pytania, których my sami nie wymyślimy, a odpowiedź na nie, jest odpowiedzią na to, jak może wyglądać nasze życie. Często jest  też łatwiej otworzyć się przed obcym nam człowiekiem. Zachęceni właśnie jego obcością, niekiedy charyzmą czy spojrzeniem. Przy kimś obiektywnym, poruszymy kwestie nam bliskie, ale bolesne. Ufając, że on doskonale wie, co robi i dlatego damy mu się poprowadzić. Czasami po prostu będzie nam szkoda wydanych pieniędzy na specjalistę i zwyczajnie, będziemy chcieli skorzystać jak najwięcej z tego, za co dokonaliśmy opłaty.

Może być tak, że spotkamy kogoś całkiem przypadkiem, kto w kilku zdaniach tak trafi w nasze wnętrze, że w jednym momencie zrozumiemy, jak pokonać swoje wewnętrzne lęki.

Napotkana miłość, odwzajemniona i prawdziwa, też jest w stanie pomóc nam przejść przez ciemne doliny w naszej głowie. Bo jest ona cierpliwa i wytrzyma nasze porażki. I będzie miała siłę ponownie patrzeć na to, jak próbujemy się podnieść. I zniesie to, nawet przez lata, żebyśmy mogli osiągnąć swój spokój.

Wszystkie te formy pomocy, możemy uzyskać od ludzi. Oni nam to oferują i potrafią dać. Jednak wciąż są tylko ludźmi. Im też może zabraknąć pomysłu, pytania, odpowiedzi, siły i cierpliwości. Wtedy przypominamy sobie o Tym, do Którego mieliśmy możliwość zwrócić się na samym początku. Nie zrobiliśmy tego z różnych powodów: braku odwagi, braku zainteresowania, obojętności, braku wiary czy chęci. A przecież On, może nam zaoferować to wszystko, co ludzie dobrej woli, tylko o wieczność mocniej,  o boskość szybciej i wszechmocność bardziej.

Potrafimy pływać wpław, łodziami, statkami, promami. Wszystko to jednak jest niczym wobec potęgi żywiołu paniki, lęku, naszego umysłu i wysokich fal zła. On potrafi po tym przejść. Podtrzymując nas na swoim ramieniu.

Kinga Baran

Córka takiego Ojca, na pewno sobie poradzi.

Nauka płynąca z drugiego rozdziału mojej książki, ukazuje na przykładzie opisanej w nim historii, że nic nie jest w stanie nas zniszczyć. Pokonać tak, ale nie unicestwić. Każdy z nas przeżywa swoje problemy i przeskakuje przeszkody. Każdy musi stawić się czoła czemuś wielkiemu i przerażającemu, podczas swojego życia. Są to różnego rodzaju kłopoty i problemy. Nie ma jednakowej miary, która wydziela każdemu według swojego uznania. „Tej dokopiemy taką tragedią, a tamtemu ześlemy taką depresję, żeby się nie pozbierał. Dla zabawy, tamtej pokażmy jak można cierpieć.” Nie. Wszystko, co nas spotyka jest działaniem Złego lub konsekwencją wyborów. Naszych, naszych bliskich, zupełnie obcych nam ludzi. Weźmy na przykład taką chorobę, ta jest wynikiem złych intencji i złośliwości Złego, który za wszelką cenę i na każdy możliwy sposób, chce nam zaszkodzić i doprowadzić do zniszczenia naszego ciała i duszy. Śmierć, która ciągle jest obecna a pojawia się zawsze znienacka, jest przecież skutkiem grzechu. Została pokonana przez ofiarę Jezusa, ale wciąż jeszcze istnieje. Dla ludzi wierzących jest czymś koniecznym, aby przejść do tego właściwego wymiaru życia, który został nam przeznaczony i stworzony na samym początku. Przy stworzeniu świata. To właśnie to życie, do którego zmierzamy, zostało dla nas wymyślone i przygotowane przez Niego. W tamtym świecie nie ma tego całego smutku i zła. Tam mieliśmy być i się radować. Ewa z Adamem załatwili nam jednak urozmaicenie i atrakcje w postaci rodzenia w bólu i trudów przejścia przez ziemskie życie. Oczywiście cała wina spada teraz na Boga i Jemu dostaje się za to łomot od naszych zszarganych, słabych i bezsilnych serc.

Nie da się ocenić, kto z nas ma w życiu bardziej pod górkę. Nigdy nie będziemy w skórze drugiej osoby w stu procentach. Nie możemy zrozumieć, więc, jego myśli, uczuć i przeżyć. Nie nam jest stwierdzać, że ktoś przesadza, bo nie może uporać się ze swoimi psychicznymi problemami. Ktoś, kto nie może sobie poradzić sam ze sobą, może tak samo cierpieć jak ten, kto właśnie stracił bliską osobę, albo dowiedział się o ciężkiej chorobie.

Różne są nasze drogi. Na każdej z nich możemy być jednak pewni jednego. Damy sobie radę. Jeśli On jest z nami to, co może nam się stać? Nawet, jeśli Złemu się poszczęści i zdoła nam dokopać, to nie zatraci w nas naszych wartości i prawd. Musimy tylko nabrać pewności. Najpierw Jego, później siebie. Taki duet jest naprawdę nieśmiertelny. Jesteśmy Jego córkami i synami. Płynie w nas Królewska krew J I jest ona w swojej istocie naprawdę błękitna. Nie tylko w powiedzeniu, ale w rzeczywistości. Ma kolor Nieba, kolor naszego Początku, naszego Domu i naszego Taty. Nie mówmy, że wierzymy, ale zróbmy to. Mój mąż w ciężkich chwilach dla mnie. Kiedy czeka mnie sprawa, z którą muszę się zmierzyć a strach spowalnia mój zapał, chęci i ruchy, powtarza: „Idź wyprostowana tam, gdzie inni idą na kolanach.” To jest właśnie to. Mamy Jego wsparcie na każdym kroku. Jego ramiona gotowe nas przytulić. Mamy taką możliwość, radzić się, rozmawiać, powierzać, skarżyć i śmiać się, z naszym Tatą, z Bogiem. Tak często z niej nie korzystamy, zapominamy o tym, kim jesteśmy i kto ciągle na nas czeka ze swoją Ojcowską tęsknotą. Gotowością pomocy i otwartością.

Pisałam wcześniej, że złe rzeczy, które nas spotykają są wyrazem odpowiedzialności, która dopada nas, w odpowiedzi na nasze wybory. Bóg daję nam wolność i to właśnie ona, choć tak upragniona, często jest naszym przekleństwem. Ktoś zdecyduje, że wsiądzie po alkoholu do samochodu, podczas tej podróży zabije czyjeś dziecko. Innym razem zamiast się zastanowić, obieca komuś miłość i wierność, wcale nie będąc na to gotowym w konsekwencji łamiąc drugiej osobie serce i życie. W trzecim przypadku ktoś z nas w swojej zawziętości, nie odezwie się do swojej mamy, z którą pokłócił się lata temu, w efekcie niszcząc życie sobie i jej. A zmarnowane chwile, uczucia, gesty i okazję na bliskość, nie wrócą.

We wszystkich tych przypadkach jesteśmy źli na Boga. Mamy do niego pretensję. Postawmy się na Jego miejscu. Jakże on może nas powstrzymać? Jak my, przeszkodzilibyśmy swoim dzieciom, przed takimi decyzjami? Za każdym razem, dorosłych już ludzi zamykalibyśmy w ich pokoju? Musieliby spędzić tam całe życie. Zepsulibyśmy ich samochód? Musielibyśmy robić to za każdym razem. A przecież jest jeszcze tysiąc innych możliwości, żeby go zastąpić. Choćby pieszo wejść pod koła samochodu, doprowadzając do tragedii. Złamalibyśmy naszemu dziecku nogę, żeby nie było w stanie prowadzić? Co byłoby następne? Palec, ręka, kręgosłup? Zmusimy, żeby kogoś kochało brew sobie? Nie jest to możliwe.

Skoro jesteśmy wszyscy wolni, nie możemy być zniewoleni. Ani przez siebie nawzajem, ani przez Boga. Jedyne, co możemy zrobić to słuchać Jego rad, którymi służy nam w każdej chwili. Za każdym razem widząc jak pakujemy w kłopoty siebie lub innych, stoi i błaga, żebyśmy zawrócili. Woła najgłośniej jak potrafi i chociaż jest Bogiem, potężnym i Wszechmocnym, to nie jest w stanie krzyknąć tak głośno, żebyśmy go usłyszeli, jeśli nie będziemy tego chcieli. Jeżeli postanowimy, że my i tylko my możemy o swoim życiu decydować. Musimy zrozumieć, że nasza wolna wola to potężny dar, ma ogromna moc i wpływa na losy nasze i świata. Musimy sobie uświadomić i zapamiętać, że możemy decydować dobrze i czynić dobro, że zdołamy pokonać każdą przeszkodę i pomóc zrobić to innym. Musimy wiedzieć, że to, co się dzieję i co czynimy jest naszym przywilejem, tak wielkim, że możliwym do dobrego wykorzystania tylko i wyłącznie w porozumieniu z naszym Tatą. On nas tego może i chcę wspaniale nauczyć.

„Wszystko możesz, bo On Cię umacnia”

Pierwszy rozdział mojej książki zawiera w sobie naukę zaczerpniętą z prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w realnym życiu. Dzięki temu, że zarówno ja, jak i czytelnicy mają taką świadomość czytając tę opowieść, łatwiej jest uwierzyć. Nie w samo istnienie Boga, bo nie tylko dla żyjących z Nim jest ta powieść. Przede wszystkim łatwiej jest uwierzyć w to, że może być naprawdę dobrze i lepiej, nawet po ciężkich sytuacjach, które nas spotykają. Kiedy słyszymy piękne myśli czy dobre rady w wymyślonych historiach, zawsze myślimy sobie w duchu, że tak zdarza się właśnie tylko w książkach czy filmach. Zupełnie inaczej przyjmujemy słowa od kogoś, kto przekazuje nam swoje świadectwo i dzieli się realnymi przeżyciami. Sama często miewam momenty w swojej codzienności, kiedy to nie mam w sobie wystarczającej ilości wiary w lepsze jutro. Albo raptem znika moja cała ufność i nadzieja, że dam sobie radę z przeszkodami, jakie stawia mi na drodze codzienne życie. Niestety te przyziemne sprawy mają ogromną moc, mogącą z dużą czy mniejszą łatwością, zepchnąć w naszym życiu na dalszy plan to, co dostaliśmy od losu, to, co jest mimo wszystko najważniejsze. Ja nauczyłam się już w swoim być może krótkim życiu, że nie ma, co poddawać się tym chwilom i dać się wkopać Złemu głęboko w dno. Całkiem inną sprawą jest danie mu możliwości zepchnięcia nas do powierzchni dna, bo kiedy go dotkniemy, możemy odbić się z wielką prędkością, wynurzając się wysoko nad powierzchnię wody. Wiem, że proces opadania pod wodę, czas i prędkość, z jaką to robimy jest ciężki. Niejednokrotnie, kiedy ten stan się przedłuża, zwyczajnie brakuje nam powietrza. To normalne. Dobrze jest właśnie wtedy pamiętać, że nie utoniemy i nie udusimy się, jeśli tylko mamy w sobie takie pragnienie. Silną wolę przetrwania i wyjścia na prostą.

Ten rozdział pokazuje także, że nie tylko Ty jesteś słaby. Chociaż cały świat wydaje się być idealny, to wcale taki nie jest. Nie daj sobie wmówić, że to co pokazują media i wszelkie portale społecznościowe, to całe życie jakie toczą Twoi bliscy i znajomi. Pokazują Ci oni pojedyncze momenty ze swojego życia, dzielą się szczęściem, o tak, ale niejednokrotnie i tragediami. Musimy jednak wiedzieć, że to nie rzutuje na fakt, jakimi są ludźmi i jakie mają życie. Te jedne pojedyncze momenty, nie są gwarancją na to, że ci szczęśliwi nie mają problemów, a tamci, których spotkała katastrofa, nie byli, lub nie będą szczęśliwi. Każdy z nas się potyka. Niejednokrotnie o zabawki, które sam wcześniej rozrzucił. Myślę, że każdy z Was wie, jak bolesne jest nadepnięcie bosą stopą na klocek, oj bolesne. Tak samo jak boli zawód, brak pieniędzy, łzy bliskiej osoby, choroba dziecka z Internetu. Wiem jednak, że doskonale znasz też uczucie, jakim jest stąpanie tą samą, bosą stopą po ciepłym piasku. Wspaniałe. I wszyscy je znamy, tak samo jak poczucie bezpieczeństwa, uśmiech na twarzach tych, którzy są dla nas ważni, jak obecność kogoś, kto kocha. Chyba każdy z nas kiedyś doznał któregoś z tych odczuć, a jeśli nie, to tyle go jeszcze czeka.

Poznanie życia odbywa się przez cały czas jego trwania, a jeśli na końcu swojej wędrówki uda nam się wyciągnąć z niego, choć jedną pewną naukę, to bez wątpienia będzie to nasz sukces…