Taniec życia

Czasami jest tak,

że nagle się zatrzymujesz i jakby patrząc z boku, oglądasz swoje teraźniejsze życie. Ono toczy się swoim rytmem, a Ty stoisz i oglądasz, jak to może wyglądać kiedy z niego wypadniesz. Zgubisz się w choreografii, pomylisz kroki.

Patrzysz i zastanawiasz się, czy kiedy muzyka Cię porwała, to równocześnie tak zawróciła Ci w głowie, że zniekształcił się postrzegany przez Ciebie obraz.

Zaczynasz się zastanawiać, czy ten taniec, który codziennie tańczysz, jest naprawdę takim pięknym, jak myślałaś. Zaczynasz krok po kroku -od podstawowych, poprzez coraz trudniejsze, wreszcie potrafiąc coraz więcej.

Po drodze się uczysz, upadasz, zaczynasz od nowa, bierzesz dodatkowe lekcje. Spędzasz godziny na dopracowaniu każdego gestu, zasięgasz rad choreografów, swojego Mistrza i masz poczucie, że robisz dobrą robotę.

Teraz stojąc z boku, nie słysząc muzyki i nie czując radości, myślisz sobie, że to nie piękny taniec, ale jakiś pokraczny marsz. Podczas którego odbijasz ślad swoich stóp kolejno na każdej desce parkietu, ale nie na tyle mocno, żeby został tam przy kolejnym myciu podłogi.

Przyglądasz się i masz wrażenie, że tyle już zrobiłaś, tak dużo postawiłaś kroków, które podobają się publiczności, ale nie na tyle, żeby zachwycić.

I kręcisz się w kółko, jednocześnie stając się coraz lepszą w tym co robisz i zmęczoną staraniami.

Z jednej strony trwasz w radosnym pląsie, czując szczęście. Z drugiej, stoisz w ciemności, która szepcze Ci do ucha same złe rzeczy. Prześmiewcze opinie o Twoim stylu tańca, uwagi mające na celu wyprowadzić Cię z równowagi, zniechęcić i zasmucić.

Teraz układ, który był Twój. Taki znany, wyuczony i bezpieczny. Staje Ci się zupełnie inny, obcy.

Spójrz w oczy tego, z kim tańczysz. Zostaniesz w ciemności słuchając jej szeptów? Czy postanowisz mocniej złapać dłoń swojego partnera? Na nowo usłyszeć muzykę i stworzyć jeszcze lepszą choreografię. A potem ją zatańczysz…

Wiem, że kiedy wypadniesz z rytmu i otuli Cię noc, masz ochotę zostać w jej objęciach. Nie dlatego, że jest Ci tam dobrze, ale nie masz siły wskoczyć znów na parkiet.

Wydaje Ci się, że tutaj będziesz mogła odpocząć, zamknąć oczy, nabrać sił, na chwilę się wyłączyć.

Ale zbyt długa ciemność nigdy nie jest dobra. W końcu zaczyna przytłaczać swoim mrokiem. Nie widzisz tak dobrze jak w świetle. Wreszcie już nie tylko na zewnątrz brakuje blasku, ale zaczyna on znikać także w Tobie.

A na parkiecie jest tak dużo światła. I muzyka wciąż gra. Radość Cię wyczekuje. A niezatańczony taniec czeka na swój wielki finał…

Zły dzień

Dostałam w łeb.

Miałam dziś gorszy dzień. Taki, w którym łatwo przychodzi złość. Brakuje łagodności i spokoju.

Denerwowałam się. Miałam wrażenie, że nawalam, robiąc dokładnie odwrotnie, niż naprawdę myślę i czuję.

Schodząc ze strychu, jak zwykle złożyłam drabinkę i odwróciłam się po rączkę, żeby zamknąć właz. Wtedy czas na chwilę się zatrzymał.

Poczułam ból, ale nie miałam pojęcia co go spowodowało. Wtedy odwróciłam głowę i zobaczyłam, że drabinka wisi, kołysząc się.

Musiałam na chwilę usiąść, potrzebowałam kilku sekund na ogarnięcie tego, co się właśnie stało. Polały się łzy, dużo łez. Jak u moich chłopców, jak u dziecka.

Poczułam jak głowa mi pulsuje i trochę się przestraszyłam, bo neurolog zalecała mi chronić moją rozczochraną przed urazami.

Teraz siedzę, czując pod palcami guza. Nadal trochę boli, ale z jednej strony jestem za niego wdzięczna.
Przypomina mi, że kocham swoje życie i że w takie dni jak ten, muszę się bardziej postarać.

Złość, brak cierpliwości i zwątpienie, nie będą nade mną panować.
Modliłam się dziś o ich pokonanie i tym walnięciem w łeb, dostałam oprócz guza przypomnienie.

O tym, że czasami są gorsze dni – jednak ja w jednej chwili mogę je stracić. A na pewno jeszcze bym tego nie chciała. Mam tu sporo do zrobienia, przede wszystkim jeśli chodzi o pracę nas sobą, dawanie miłości i radość z moich bliskich.

Żyjemy, jakbyśmy byli tu na zawsze. Zapominamy, że naprawdę w KAŻDEJ chwili, ta droga może się skończyć, nie dając szansy na pożegnanie i powodzenie tego, co najważniejsze, co prawdziwe.

Dlatego właśnie, od nowa zamierzam się postarać. – Żyć tak, żeby nie marnować ani chwili na złe emocje i uczucia.

Nie chodzi o to, żeby mieć same dobre dni, ale żeby w tych gorszych, znajdować naukę i siłę, a przede wszystkim, żeby jeszcze bardziej uświadamiać sobie, że przecież jesteśmy naprawdę szczęśliwi.