Nauka płynąca z drugiego rozdziału mojej książki, ukazuje na przykładzie opisanej w nim historii, że nic nie jest w stanie nas zniszczyć. Pokonać tak, ale nie unicestwić. Każdy z nas przeżywa swoje problemy i przeskakuje przeszkody. Każdy musi stawić się czoła czemuś wielkiemu i przerażającemu, podczas swojego życia. Są to różnego rodzaju kłopoty i problemy. Nie ma jednakowej miary, która wydziela każdemu według swojego uznania. „Tej dokopiemy taką tragedią, a tamtemu ześlemy taką depresję, żeby się nie pozbierał. Dla zabawy, tamtej pokażmy jak można cierpieć.” Nie. Wszystko, co nas spotyka jest działaniem Złego lub konsekwencją wyborów. Naszych, naszych bliskich, zupełnie obcych nam ludzi. Weźmy na przykład taką chorobę, ta jest wynikiem złych intencji i złośliwości Złego, który za wszelką cenę i na każdy możliwy sposób, chce nam zaszkodzić i doprowadzić do zniszczenia naszego ciała i duszy. Śmierć, która ciągle jest obecna a pojawia się zawsze znienacka, jest przecież skutkiem grzechu. Została pokonana przez ofiarę Jezusa, ale wciąż jeszcze istnieje. Dla ludzi wierzących jest czymś koniecznym, aby przejść do tego właściwego wymiaru życia, który został nam przeznaczony i stworzony na samym początku. Przy stworzeniu świata. To właśnie to życie, do którego zmierzamy, zostało dla nas wymyślone i przygotowane przez Niego. W tamtym świecie nie ma tego całego smutku i zła. Tam mieliśmy być i się radować. Ewa z Adamem załatwili nam jednak urozmaicenie i atrakcje w postaci rodzenia w bólu i trudów przejścia przez ziemskie życie. Oczywiście cała wina spada teraz na Boga i Jemu dostaje się za to łomot od naszych zszarganych, słabych i bezsilnych serc.
Nie da się ocenić, kto z nas ma w życiu bardziej pod górkę. Nigdy nie będziemy w skórze drugiej osoby w stu procentach. Nie możemy zrozumieć, więc, jego myśli, uczuć i przeżyć. Nie nam jest stwierdzać, że ktoś przesadza, bo nie może uporać się ze swoimi psychicznymi problemami. Ktoś, kto nie może sobie poradzić sam ze sobą, może tak samo cierpieć jak ten, kto właśnie stracił bliską osobę, albo dowiedział się o ciężkiej chorobie.
Różne są nasze drogi. Na każdej z nich możemy być jednak pewni jednego. Damy sobie radę. Jeśli On jest z nami to, co może nam się stać? Nawet, jeśli Złemu się poszczęści i zdoła nam dokopać, to nie zatraci w nas naszych wartości i prawd. Musimy tylko nabrać pewności. Najpierw Jego, później siebie. Taki duet jest naprawdę nieśmiertelny. Jesteśmy Jego córkami i synami. Płynie w nas Królewska krew J I jest ona w swojej istocie naprawdę błękitna. Nie tylko w powiedzeniu, ale w rzeczywistości. Ma kolor Nieba, kolor naszego Początku, naszego Domu i naszego Taty. Nie mówmy, że wierzymy, ale zróbmy to. Mój mąż w ciężkich chwilach dla mnie. Kiedy czeka mnie sprawa, z którą muszę się zmierzyć a strach spowalnia mój zapał, chęci i ruchy, powtarza: „Idź wyprostowana tam, gdzie inni idą na kolanach.” To jest właśnie to. Mamy Jego wsparcie na każdym kroku. Jego ramiona gotowe nas przytulić. Mamy taką możliwość, radzić się, rozmawiać, powierzać, skarżyć i śmiać się, z naszym Tatą, z Bogiem. Tak często z niej nie korzystamy, zapominamy o tym, kim jesteśmy i kto ciągle na nas czeka ze swoją Ojcowską tęsknotą. Gotowością pomocy i otwartością.
Pisałam wcześniej, że złe rzeczy, które nas spotykają są wyrazem odpowiedzialności, która dopada nas, w odpowiedzi na nasze wybory. Bóg daję nam wolność i to właśnie ona, choć tak upragniona, często jest naszym przekleństwem. Ktoś zdecyduje, że wsiądzie po alkoholu do samochodu, podczas tej podróży zabije czyjeś dziecko. Innym razem zamiast się zastanowić, obieca komuś miłość i wierność, wcale nie będąc na to gotowym w konsekwencji łamiąc drugiej osobie serce i życie. W trzecim przypadku ktoś z nas w swojej zawziętości, nie odezwie się do swojej mamy, z którą pokłócił się lata temu, w efekcie niszcząc życie sobie i jej. A zmarnowane chwile, uczucia, gesty i okazję na bliskość, nie wrócą.
We wszystkich tych przypadkach jesteśmy źli na Boga. Mamy do niego pretensję. Postawmy się na Jego miejscu. Jakże on może nas powstrzymać? Jak my, przeszkodzilibyśmy swoim dzieciom, przed takimi decyzjami? Za każdym razem, dorosłych już ludzi zamykalibyśmy w ich pokoju? Musieliby spędzić tam całe życie. Zepsulibyśmy ich samochód? Musielibyśmy robić to za każdym razem. A przecież jest jeszcze tysiąc innych możliwości, żeby go zastąpić. Choćby pieszo wejść pod koła samochodu, doprowadzając do tragedii. Złamalibyśmy naszemu dziecku nogę, żeby nie było w stanie prowadzić? Co byłoby następne? Palec, ręka, kręgosłup? Zmusimy, żeby kogoś kochało brew sobie? Nie jest to możliwe.
Skoro jesteśmy wszyscy wolni, nie możemy być zniewoleni. Ani przez siebie nawzajem, ani przez Boga. Jedyne, co możemy zrobić to słuchać Jego rad, którymi służy nam w każdej chwili. Za każdym razem widząc jak pakujemy w kłopoty siebie lub innych, stoi i błaga, żebyśmy zawrócili. Woła najgłośniej jak potrafi i chociaż jest Bogiem, potężnym i Wszechmocnym, to nie jest w stanie krzyknąć tak głośno, żebyśmy go usłyszeli, jeśli nie będziemy tego chcieli. Jeżeli postanowimy, że my i tylko my możemy o swoim życiu decydować. Musimy zrozumieć, że nasza wolna wola to potężny dar, ma ogromna moc i wpływa na losy nasze i świata. Musimy sobie uświadomić i zapamiętać, że możemy decydować dobrze i czynić dobro, że zdołamy pokonać każdą przeszkodę i pomóc zrobić to innym. Musimy wiedzieć, że to, co się dzieję i co czynimy jest naszym przywilejem, tak wielkim, że możliwym do dobrego wykorzystania tylko i wyłącznie w porozumieniu z naszym Tatą. On nas tego może i chcę wspaniale nauczyć.