Te trzy

Dziś są imieniny Wiary, Nadziei i Miłości. 😍
To znaczy, że swoje święto obchodzą bohaterki „Nie obrażaj się na Boga” – Pistis, Elpis i Agape. ❤️
Wszystkiego co najlepsze dla tych, które noszą te niezwykłe imiona. ❤️
A ja tak sobie myślę, że mimo tego, iż mam inne 3 imiona, będę się starać, żeby kolejnymi były właśnie Wiara, Nadzieja i Miłość.
Żeby stały za mną w codziennych zajęciach i spotkaniach z drugim człowiekiem. Nieważne kim. Tak po prostu, żeby istniały w każdym dniu, były obecne gdzieś obok. Wisiały w powietrzu i napełniały mnie, moje serce, które będzie zarażać tymi wspaniałymi uczuciami innych.
Bo bez nich jest ciężko.

Bez obdarowywania miłością, dobrem, uczuciem, serdecznością. Bez poczucia, że jest się kochanym i chcianym, że jest się kimś ważnym.

Bez posyłania uśmiechu i wypowiadania dobrych słów. Bez patrzenia w niebieskie niebo i wypełniania się tą pewnością, że naprawdę będzie dobrze. Bez spojrzenia w czyjeś oczy i zobaczenia w nich iskry.

Bez wiary w to, że przeniesiemy tę górę, która właśnie przed nami wyrosła i pewna siebie ukazuje swoją siłę. Bez przekonania, że to co widzimy, to nie wszystko, że jest coś o wiele większego i piękniejszego. I czeka na nas.
Bez zapewnień od tych, którym ufamy, że poradzimy sobie z każdą trudnością.

Niech trwają te trzy:
Wiara, Nadzieja i Miłość, w każdym z nas. 🙂

Oddech

 

Chcę doceniać chwilę, kiedy się pojawia.

Taki pełną piersią, niczym niezakłócony, satysfakcjonujący.

 

W codzienności, zdarzają się trudne odcinki.

To oczywiste. Mamy dość, brakuje siły, chcemy w końcu złapać oddech. Usiąść i popatrzeć już z mety, na ten intensywny czas, który jeszcze przed chwilą przeżywaliśmy.

 

Oglądamy go w swojej pamięci jak film. Dziwne uczucie, które niesie za sobą analizy, przemyślenia, postanowienia na przyszłość.

 

Teraz tak niewiadomą i malująca się w coraz bardziej niepokojących barwach. Świat się zmienia za szybko i zbyt niebezpiecznie.

 

Od jakiegoś czasu za radą Ojca Szustaka, martwię się tylko do wieczora. To dobry sposób, pomagający uniknąć tracenia ( tak cennego czasu) na zamartwianie się. O coś, co może nie nadejść albo zupełnie się zmienić, zanim przyjdzie.

 

Są te całe dziwne momenty, pokrzywione drogi i połamane drzewa. I chyba najgorsze – zawzięte przeszkody. Sprawiające, że się zatrzymujemy, cofamy, czasem chowamy. Niekiedy czekamy. Niestety często także rezygnujemy.

 

I nic dziwnego bo jak można nie zwątpić w siebie, kiedy nasze życie czasami, to pasmo totalnych porażek. Nieraz czujemy się tak żałośni, że nawet może by nas to śmieszyło, gdyby nie fakt, że na końcu nosa mamy płacz.

 

Na szczęście prędzej czy później – ale zawsze – pojawia się błękit. Może czasami jest to tylko mały prześwit, mieniący się gdzieś niewyraźne. Ale on wystarczy, przynajmniej na tę chwilę.

Ten promień przypomina, żeby trzymać się tego, co sobie postanowiliśmy. Objazdami docierać tam, gdzie zmierzamy, kiedy tuż przed dotarciem do celu, zamykają nam przed nosem drogę.

 

Ten błękit, przypomina, że kiedyś mieliśmy marzenie. Coś sobie postanowiliśmy. Daje nadzieję. Pomaga przetrwać.

 

I wtedy docieramy do miejsca, gdzie Błękit zalewa nas z każdej strony. Razi w oczy swoim pięknym odcieniem. Uszczęśliwia i napawa poczuciem błogości. Kołysze w swoich ramionach, dając złapać oddech. Ba, oddychać, pełną piersią. Bez ograniczeń. Czystym powietrzem.

 

I potem trzeba powrócić. Znów zacząć się zmagać, przegrywać, błądzić i poszukiwać.

 

Ale po tej chwili w objęciach błękitu, tak doskonałego w swojej barwie – mamy wiarę w to, że będziemy również wygrywać, uczyć się i stawać się zwycięzcami przez to, czego doświadczymy.

 

Dziękuję Ci za to, że w moim życiu, tyle jest Błękitu. 🙏

 

💙💙💙