Szukamy.
Miłości. Spotykamy ludzi, potencjalnych kandydatów na naszego męża, żonę, przyjaciela. Wchodzimy w relacje,wszystko wydaje się być w porządku. Ktoś jest dobry, porządny, przecież nie ma powodu, żeby w tę relację nie wejść, mimo tego, że gdzieś w środku mamy poczucie, że to jednak nie to…
Czasami wszystko jest na „nie”, ale my myślimy sobie wtedy, że to dla nas misja, że zmienimy tego drugiego, kompletnie nie naszego człowieka.
I tak próbujemy, popełniamy błędy, ładujemy się w bagno, potem z niego wychodzimy.
Aż w końcu spotykamy tę właściwą osobę i po prostu wiemy, że to jest właśnie ona. Jakoś to czujemy.
Podobnie jest z innymi rzeczami. Na przykład pracą.
Szukamy swojej wymarzonej, pasującej nam. W danym momencie dla nas najlepszej. Sprawdzamy się w różnych środowiskach, trafiamy w rozmaite miejsca, w które prowadzą nas znajomości, zrządzenie losu, przypadkowe spotkania po latach. Aż w końcu trafiamy w to jedne miejsce. I wtedy wiemy, czujemy, że do niego mieliśmy trafić.
Kiedy jesteśmy już na swoim miejscu czy ze swoim człowiekiem widzimy, że właśnie tak miały przebiegać nasze wcześniejsze ścieżki. Tu mieliśmy się znaleźć, z tym całym wachlarzem uczuć, doświadczeń i przeżyć. I tacy mamy tu trwać.
Ta podświadomość, cichy głos w głowie, poczucie, a może po prostu serce? To coś jest w nas i chociaż czasami wpadamy przez to w pułapki i popełniamy błędy, to w pewnym momencie swojego życia wiemy. Po prostu wiemy, że byliśmy i jesteśmy właśnie tam, gdzie mamy być.